Być dla drugiego, ale tak, aby obecność, przynosiła radość, wsparcie. Dodawała sił, a najważniejsze, nie przeszkadzała. Przeczytałem ostatnio książkę mojego ulubionego autora amerykańskiego Paula Austera pt. 1243. Główny bohater w pewnym momencie traci w wypadku samochodowym dwa palce. Leży w domu, pojawiają się kolejni goście, którzy oglądają zabandażowaną rękę. Wszyscy go pocieszają, głośno komentują nieszczęście. Udzielają wsparcia w stylu: będzie dobrze, jesteś młody, silny. Codziennie przychodzi również w odwiedziny koleżanka naszego bohatera, która nie mówi nic o wypadku, kalectwie, nie daje rad itp. Rozmawia jakby nic się nie stało, przyrządza kanapki, słucha muzyki. Ktoś, kto obserwuje z boku, ma wrażenie, że Ona, go ignoruję. Tymczasem jak twierdzi chłopak, jest dokładnie odwrotnie, to Ona daje mu największe wsparcie, to od Niej płynęła ozdrowieńcza siła. Przy Niej nie czuł się kaleką, kimś gorszym. Dla Niej nic się nie zmieniło, dalej przebywała z tym samym człowiekiem. Mój kolega miał kiedyś wypadek motocyklowy, złamał nogę, i jakiś czas leżał (i to bokiem). W tym okresie jego żona, siadała na drugim końcu kanapy, dłubała słonecznik, oglądała telewizję. Po skończonym filmie, pytała się męża czy zrobić mu herbatę (częściej kisiel- dobry na kości), po czym znowu siadał, coś czytała (dla odmiany dłubała pestki dyni). Kolega jest zdania , że z tej obecności płynęła jakaś energia, która leczyła go w jakiś cudowny sposób (tak twierdzi). W odróżnieniu od tych wszystkich gości, którzy cały czas przypominali mu, że jest chory. Zapraszam dr Piotr Kuśmider tel. 607930463