Jakiś czas temu, zadzwonił do biura naszej wspólnoty telefon.

psycholog-gorzow-wolontariat

Jakiś czas temu, zadzwonił do biura naszej wspólnoty telefon. Rozmówca pytał o mnie, został poinformowany o dniu w którym, będę miał dyżur. Przekręcił po raz drugi. Po przywitaniu się i przedstawieniu, spytał czy może od czasu do czasu przychodzić do nas, aby pracować kilka godzin jako, wolontariusz. Poinformowałem nieznajomego, że oczywiście, ale obecnie nie ma takiej potrzeby i poprosiłem aby skontaktował się za miesiąc. Rozmówca zgodził się chętnie, tym bardziej, że nie mógł pomagać od razu. Po upływie wskazanego czasu odezwał się powtórnie. Tym razem znowu nie mogliśmy się spotkać twarzą w twarz (rozpoczynała się pandemia). Ufając, że walka z zarazą skończy się dość szybko, zaczęliśmy rozmawiać telefonicznie i wówczas doszło do niecodziennego wyznania. Cała chęć przychodzenia do nas, miała drugie dno. Pan bardzo chciał zobaczyć i odnowić więzi ze swoim wujkiem. Wiedział, że członek jego rodziny przebywa u nas, wiedział, że nikt w całej familii nie interesuje się jego losami (wujek był sobie winny, całe życie ,,pracował” aby wszyscy się poodsuwali). Jednak mój rozmówca bardzo pragnął pojednania, wbrew całej rodzinie. Kiedy wreszcie wyznał nazwisko krewnego, okazało się , że już go nie ma u nas, zachorował i przebywa w oddalonym o kilkadziesiąt kilometrów szpitalu. Nie zraziło to mężczyzny, o którym piszę i pojechał w odwiedziny. Jak potem opowiadał, wujek był wzruszony, liczył troszeczkę, że może pozostali członkowie rodziny wybaczą mu zachowanie z dalekiej przeszłości. Tak się jednak nie stało. Rany były ciągle otwarte. Do większego spotkania nie doszło. Jednak sam proces nawiązania kontaktu przez opisywanego mężczyznę ( wolontariusza) był dość skomplikowany. Posłużył się pokrętną drogą, by najpierw podpatrzeć wujka (co robi, jak żyje) i następnie stopniowo spróbować zbliżyć się do ,,wyklętego” członka rodziny. Powstaje pytanie, refleksja; jak bardzo trudno jest nam wyrazić wprost chęć pojednania. Chcielibyśmy, ale trochę się boimy, czujemy się niezręcznie. Musimy robić to w tajemnicy. Lękamy się opinii innych; przecież ona, on był taki zły, wredny, chamski, złodziej, pijak. Wyrządził tyle złego. Uwaga! W pełni rozumiem decyzję niektórych osób, które za nic w świecie nie chcą się spotkać z tymi, którzy kiedyś wyrządzili im krzywdę (naprawdę!!). Bardziej skupiłem się na wewnętrznej walce naszego ,,wolontariusza”. On chciał chociaż zobaczyć wujka i w odróżnieniu od wszystkich pozostałych, darował mu. To, że postanowił pracować i udawać, że nie zna człowieka (być nierozpoznawalny) świadczy o dużej traumie. W swoim przebaczeniu, był absolutnie samotny. Wspomniany wujek, ma pełną świadomość wyrządzonych przez siebie przykrości, złego życia, ale gdzieś na dnie swojej duszy chciałby aby w tych ostatnich miesiącach stanęli przy łóżku ci którym zadał tyle cierpień. Kiedy tych dwoje osobników spotyka się w szpitalnej sali, wchodzą w pewien zrozumiały tylko dla nich świat. Zostawili gdzieś za sobą ciężki bagaż przeszłości. Ktoś kto obserwowałby te odwiedziny mógłby śmiało powiedzieć, że coś bardzo ważnego, intymnego łączy tych mężczyzn. Coś o czym uczymy się od najmłodszych lat w Kościele, literaturze, dobrym filmie, muzyce, o czym opowiadali nam dziadkowie, rodzice i dobrzy nauczyciele………………………… Pozdrawiam wszystkich, wszystkich bez wyjątku. Do zobaczenia na tych ludzkich drogach.  Tekst napisany 01.08.2020r.#psycholog #hospicjum #samotność  Zapraszam dr Piotr Kuśmider Tel.607930463