Tydzień temu uczestniczyłem w wycieczce rowerowej. Biorąc pod uwagę, potężny upał oraz trasę (lasy, boczne drogi itp.) był to rajd bardzo trudny, wyczerpujący. Początki tego typu wyjazdów sięgają końcówki lat 90-tych. Jeżeli chodzi o ludzi to oprócz stałej obsady, pojawiają się nowe twarze. Bywało nawet, że wyprawa miała charakter międzynarodowy. Szlak jak wspomniałem wiedzie przez lasy, polne drogi, zamieniające się często w trudne do pokonania wydmy (Wielkopolska). Przystanki organizujemy w opuszczonych stacjach kolejowych, bądź innych ciekawych miejscach. Zmaganie się z licznymi przeciwnościami natury; przyrodniczej, geograficznej, kondycji fizycznej i psychicznej- wytwarza specyficzny klimat wśród uczestników. Tak naprawdę każdy potrzebuje każdego. Po pewnym czasie zmęczenie jest tak duże, że zaczynamy zrzucać wszelkie maski i pokazywać swoje prawdziwe oblicze. Dotyczy to relacji z drugim człowiekiem, nastawienia do przeciwności oraz tego czy będziemy trzymać się z góry ustalonego planu. Zmęczenie, upał, weryfikuje wszystko. Co innego tydzień przed wyprawą siedzieć w fotelu, popijając chłodny napój, a co innego konfrontować się z palącym słońcem. Współgraliśmy ze sobą doskonale, tworzyliśmy jedność. Zapasy uzupełnialiśmy na bieżąco. Dokupywanie napojów w wiejskich spółdzielniach, gdzie nie ma żadnego klienta, a pani sprzedawczyni dopiero po pięciu minutach wychodzi znudzona z zaplecza, jest czymś fantastycznym. Piliśmy jakieś regionalne oranżady których nie kupimy w naszych sklepach. Zaczynamy dostrzegać wartość, przyjemność, którą niesie za sobą łyk napoju. Absolutnie nie doceniany w atmosferze nadmiaru płynów. Odpoczynek jest tutaj zupełnie czymś innym, niż sjesta w zaciszu domowego pokoju.. Pewien brak wspomnianych czynności lub rzeczy, uzmysłowił nam ich ogromną wartość. Podczas przerwy, rozmawiamy ze sobą, żartujemy, komentujemy posiłki które spożywamy. Staramy się ograniczyć do minimum rozmowy telefoniczne, byliśmy poza zasięgiem, a to daje ogromną wolność. Wszystko co robimy, i co nas otacza powoduje, że zapominamy o sobie. Odpoczywamy najlepiej jak można. Pirsig miał rację pisząc, że ,, Jestem szczęśliwy z powodu tej krainy. Jest tak, jak gdybym jechał donikąd, do krainy nie słynącej z niczego i tym właśnie przyciągającej. Na starych drogach, takich jak ta, znikają wszelkie napięcia”. Pod koniec dnia zaczynamy część najważniejszą, szydzimy, śmiejemy się, obśmiewamy, sprawy z którymi nie potrafiliśmy się uporać ( nie wszystko zależy od nas). Zauważamy, że dzięki tej strategii problemy zaczynają się kurczyć, tracą swoją dotychczasową moc. Robią się nie groźne. Podobnie jak niedogodności w słynnych komediach Stanisława Barei , kiedy popatrzy się na nie przez inny pryzmat, stają się mniej groźne, śmieszne, a nawet sympatyczne. Spojrzeć na problem z perspektywy żartu. Przecież i tak na wiele rzeczy nie mamy wpływu. Zapraszam dr Piotr Kuśmider tel. 607930463